W okresie jesienno-zimowym bardzo szybko marznę i łatwo się przeziębiam. Wystarczy, że w biurze ktoś zachoruje i ja zawsze jestem następna. Staram się ubierać ciepło, nie przegrzewać się, przyjmować witaminę C w tabletkach, ale jednak to zawsze było za mało. W domu było mi albo za zimno albo za gorąco, nigdy pośrodku.
Nowoczesna i stylowa głowica
Jak odkręcałam grzejnik na powiedzmy 4 stopnień to robiło się gorąco, wręcz tropikalnie. W związku z czym nie mogłam spać, mimo iż byłam bardzo senna. W dodatku od przegrzewania się zaczynałam kichać. Z kolei jak ustawiałam ogrzewanie na niższ stopnie to było mi za zimno i też kichałam. Problemem było to, że skręcałam kaloryfer przed wyjściem do pracy, by nie pobierały energii. Zanim zatem nagrzałam w pomieszczeniu po przyjściu to zdążyło mnie wymrozić na amen. Koleżanka powiedziała mi, że w jej firmie pojawiła się nowość w sprzedaży. Była to głowica termostatyczna Zigbee. Montuje się ją zamiast standardowej głowicy przy grzejniku. Jest bardzo stylowa, ma elektroniczny wyświetlacz pokazujący aktualną temperaturę grzejnika. Grzałką steruje się poprzez aplikację w telefonie. Mogę zatem przed przyjściem z pracy dać sygnał by kaloryfery grzały mocniej, więc jak wrócę to będzie już ciepło. Mogę też ustawić godziny grzania np. żeby w nocy kaloryfery grzały minimalnie, ale nie były całkiem zimne. To był produkt wręcz stworzony dla mnie. Mogłam mieć w domu zawsze idealną temperaturę i zmniejszyć ryzyko choroby.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie mieć przy kaloryferach nowoczesnej głowicy Zigbee. Pozwalają mi one na sterowanie grzejnikami nawet kiedy nie ma mnie w domu. Również podkręcenie grzejnika bez wstawania z łóżka jest przyjemną opcją dla leniuszków. Grunt że wszystko działa niezawodnie.